Adancia |
Administrator |
|
|
Dołączył: 15 Paź 2006 |
Posty: 988 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Dokąd. Płeć: Kobieta |
|
|
 |
 |
 |
|
Paweł, obudziłeś potwora . A właściwie stworzyłeś potworum... e... podforum.
Rozmowa zaczęła się na [link widoczny dla zalogowanych], ale po krótkich przemyśleniach (na temat tego, co tak naprawdę chciałabym odpowiedzieć) okazało się, że silnik bloga jest za prymitywna maszynerią w stosunku do skomplikowania problemu. Dlatego przeszłam na vc.
Najkrócej pisząc, kwestia wygląda następująco:
Czy w obecnej sytuacji, w naszej realności (oglądanej z katolickiego punktu widzenia) istnieje coś takiego jak ściana pomiędzy Bogiem a człowiekiem?
Należy, oczywiście, wziąć pod uwagę dwa aspekty: grzech i Odkupienie. Aktualnie jesteśmy po obu. Może inaczej: _w_ obu jesteśmy. Gdyby brać pod uwagę _tylko_ grzech, oczywiście, że ściana istnieje, oczywiście, że z winy człowieka, nie Boga - czyli to człowiek jest ścianą, nie Bóg! Gdyby brać pod uwagę _tylko_ aspekt Odkupienia, to oczywiście, że żadnej ściany nie ma. Tymczasem tak się złożyło, że mamy dwa aspekty. A nie może być "trochę" ściany - albo jest, albo jej nie ma...
Oczywiście, że Odkupienie jest hm całkowite (chociaż podobno ciągle się dopełnia) - czyli Chrystus umarł za _wszystkie_ moje grzechy. A potem - i tu zaczynają się schody - no właśnie, a potem zmartwychwstał. I co dalej? Wszystko nowe, czy wszystko po staremu?
Któryś z moich znajomych protestantów twierdzi, że po Odkupieniu (czyli po zmartwychwstaniu) dla tych, którzy są w Chrystusie, nie ma rzeczywistości grzechu. Czyli, oczywiście, żadnej ściany nie ma, a jeśli u mnie jest, znaczy nie przyjęłam Odkupienia i do piekła ze mną. Ciekawe co na to św. Paweł, który pisał, że, nieszczęsny, nie czyni dobra, którego chce, a zło, którego nie chce. Czyli nawet św. Paweł stukał głową o ścianę (której podobno nie ma!). Fakt, szukał wybawienia u Chrystusa. Może jeszcze nie wszedł w Odkupienie, kiedy to pisał? Innego wytłumaczenia, proszę znajomego protestanta, wymyślić nie potrafię.
Następna sprawa to nie sam grzech, a skutki grzechu. Ile potrafią się za nami ciągnąć, wiemy. Szeroko pisząc, od tego pierworodnego ciągną się do dziś. Wąsko pisząc, przerabiamy w sobie skutki grzechów, jakie były mniej czy bardziej dawno w naszych rodzinach. Wiemy o tym wszyscy - jesteśmy pełni ran. Czy wobec tego może to jest ściana - skutki nie naszych win, które nosimy, a które oddzielają od Boga? Zapewne i to On może uleczyć (chyba jednym z ostatnich wynalazków Kościoła są nabożeństwa o uzdrowienie tych międzypokoleniowych grzechowych zaszłości) - ale chyba, niestety, przypadki ciągnących się poranień są jakieś 37 milionów razy częstsze niż przypadki uleczeń. Ściana?
Drugi wymiar tej samej sprawy, czyli konsekwencje grzechu: nasze mechanizmy obronne. Na przykład: "nie pozwolę się pokochać, bo to boli". "Nie zaufam, bo i tak zawiedzie". Ściana mechanizmów obronnych, która może i broni, ale jednocześnie skutecznie oddziela od Boga. Mechanizmów, które nabyliśmy w rodzinie (patrz wyżej) i generalnie w życiu, obijając się pośród ludzi i problemów.
"Ty dziękuj Bogu za mechanizmy obronne, bo gdyby nie one, dawno byś zwariowała albo umarła" - powiedziała mi kiedyś psychologica. Może. A przecież to mechanizmy obronne mogą tworzyć omawianą ścianę. I gdzie tu miejsce na Odkupienie? Było właściwie to Odkupienie czy go nie było?
Jest więc ściana czy nie? |
|