Adancia |
Administrator |
|
|
Dołączył: 15 Paź 2006 |
Posty: 988 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Dokąd. Płeć: Kobieta |
|
|
|
|
|
|
3. O, jakże bym chciał, bym z wysiłku pisania tego tekstu sam mógł odnieść korzyść! Z większą gotowością podejmowałbym wysiłek pisania wówczas, gdybym mógł mieć nadzieję, że będę miał udział w - jak mówi Pismo - owocach pługa i omłotu. Wtedy praca byłaby radością... Tymczasem jest jak jest i moja wiedza o pięknie dziewictwa jest dla mnie w pewien sposób próżna i bezużyteczna, jak ziarno dla okiełznanego wołu, gdy biega po ziemi, jak woda ze strumienia na górach, gdzie nie dosięga jej spragniony człowiek. Szczęśliwi, którzy wciąż mają możliwość wyboru tej lepszej drogi, którzy nie zagrodzili jej sobie angażując się w życie świata jak my, oddzieleni teraz otchłanią od chwalebnego dziewictwa: nie wróci na jego wyżyny, kto raz postawił stopę po stronie tego świata. Patrzę więc tylko na szczęście innych, jestem świadkiem ich radości. Nawet jeśli uda się mi sformułować stosownie przemyślenia o dziewictwie, nie jestem w lepszej sytuacji niż kucharz i jego pomocnicy, gdy przygotowują słodycze na stół bogacza, a sami nie mogą tknąć ani okruszyny tego, co przygotowali.
O, gdyby mogło być inaczej, jakże bym był szczęśliwy, gdybym nie musiał uczyć się dobra żałując, że zło popełniłem! Jakże trzeba zazdrościć tym, co ponad swe modlitwy i ponad swe pragnienia obdarowani, nie odrzucili możliwości uczestnictwa w tym szczęściu. Jestem jak człowiek, który porównując swą nędzę z posiadanym przez innych bogactwem, tym bardziej doznaje niepokoju i niezadowolony jest z losu, jaki mu przypadł. Im lepiej rozumiem bogactwo dziewictwa, tym bardziej trzeba mi lamentować nad moim życiem, gdyż porównując się ze wspaniałością, lepiej zdaję sobie sprawę, jak jestem nędzny. I nie mówię tu tylko o przyszłych nagrodach oczekujących ludzi, co tak wspaniałe prowadzą życie, lecz o nagrodach, jakie zbierają już tutaj, na świecie.
Jeśli ktoś zechce dokładnie wymierzyć różnicę pomiędzy tymi dwoma drogami życia, przekona się, że są one tak odległe, jak niebo i ziemia. Prawdziwość tego stwierdzenia udowodnię przytaczając fakty.
Pisząc to z smutkiem, jakiż mam dobrać stosowny początek? Jak właściwie wydobyć na jaw zło tak powszechne w życiu? Wszyscy ludzie znają je i jego doświadczyli, a mimo to natura zdołała zaślepić cierpiących tak, że chętnie poddają się jej prawom.
Zacznę od wybranych słodyczy. Czy nie tym właśnie, czego przede wszystkim oczekuje się w małżeństwie, jest towarzystwo osoby, która przyniesie nam radość? Powiedzmy, że to otrzymaliśmy. Przedstawmy sobie małżeństwo najszczęśliwsze pod każdym względem: dobrego pochodzenia, należycie zamożne, w odpowiednim wieku i w kwiecie życia, głębokiej miłości i dążeniu do największego dobra drugiej osoby, w słodkim współzawodnictwie, by przewyższyć drugą osobę w miłości, do tego małżeństwo cieszące się wszędzie dobrą sławą, posiadające władzę i wszystko, czego można pragnąć. Lecz zauważmy, że nawet spod tej listy szczęśliwości przebija ogień nieuniknionego cierpienia.
Nie mówię tu o zazdrości, która zawsze wybuchnie przeciw odznaczającym się dobrem, nie mówię o prawdopodobieństwie, że zamożni będą napadnięci, nie mówię o naturalnej nienawiści, którą poddani, pozbawieni udziału w szczęściu władców, będą im okazywać - to wszystko sprawia, że ludzie uważani za uprzywilejowanych żyją w strachu, bardziej cierpiąc niż doznając radości. Pomijam to w naszym obrazie - załóżmy, że zazdrość zasnęła, choć niełatwo będzie znaleźć choćby jednego, kto doświadczył obu błogosławieństw, i szczęścia większego niż inni, i wymknięcia się zazdrości. Mimo to załóżmy, że życie naszego małżeństwa wolne jest od takich doświadczeń i zobaczmy, czy ludzie, których spotkało aż tak wielkie szczęście, mogą się nim cieszyć.
Zapytacie, jakież jeszcze może trapić ich zło, skoro nie dosięgła ich nawet zazdrość ludzi zawistnych o ich szczęście? A ja wam mówię, że iskrą rozpalającą ból będzie dla nich właśnie ta słodycz, co przenika ich życie. Pozostają przecież ludźmi słabymi i ulotnymi. Patrzą na groby swych przodków. Ból jest nierozerwalnie związany z ich istnieniem, jeśli tylko potrafią w najmniejszym stopniu zastanowić się nad swym życiem. Nieustannie oczekują śmierci, rozpoznając ją nie po niewątpliwych oznakach, że już nadchodzi, lecz odczuwając w straszliwej niepewności rzeczy przyszłych, że śmierć wciąż na nich czyha. Tak strach przed tym, co nastanie, mąci radość teraźniejszości.
Gdyby można było posiadać mądrość nim w toku życia nabędzie się doświadczeń, gdyby można było jakimś zrządzeniem losu odwrócić rzeczywistość, jakiż mielibyśmy tłum ludzi uciekających z powrotem do dziewictwa... z jakąż troską i z jakim zapałem staraliby się nie dać się zagarnąć sidłom, co ich powstrzymują - tymczasem nikt nie wie na pewno, jak gorzkie to pęta, zanim da się złapać. Gdybyśmy mogli to bezpiecznie uczynić, zobaczylibyśmy tam jedność wielu sprzeczności: uśmiechy tonące w łzach, ból zmieszany z przyjemnością, obawa śmierci rodzących się dzieci, śmierć wtykająca łapy w najsłodsze radości. Gdy mąż patrzy na twarz umiłowanej, w tej samej chwili obawia się, że będą musieli się rozstać. Jeśli słucha słodkiego głosu, myśli o tym, że pewnego dnia już go nie usłyszy. Gdy czerpie radość z oglądania jej piękna, drży w perspektywie, że będzie opłakiwał jej utratę. Gdy dostrzega wszelkie uroki, tak drogie młodym, tak poszukiwane przez bezmyślnych - oczy lśniące spod powiek, łuki brwi, policzki z dołeczkami, słodki uśmiech, wargi naturalnie czerwone jak kwiat, przewiązane złotem lśniące loki na głowie, całe przemijające piękno - choć nie rozmyśla nad tym wiele, musi gdzieś w głębi duszy obawiać się, że pewnego dnia całe to piękno zniknie, rozpłynie się w nicość, całą wspaniałość zmieni w grzechoczące i niemiłe oku kości. Nie pozostanie żaden ślad, żadne wspomnienie, żadna pozostałość po żywym pięknie. Czy myśląc o tym może być szczęśliwy? Czy może zaufać, że skarb, który pojął, na zawsze będzie do niego należeć? Nie. Oczywiście, że się wstrząśnie, jak gdyby zwodzony złym snem, że nie będzie już wierzył życiu, że nie będzie już spoglądał na to, co widzi, jak na swoją własność.
Jeśli rozmyślasz nad sprawami tego świata, zrozumiesz, że nic w tym życiu nie jest tym, na co wygląda. Złudzenie naszej wyobraźni pokazuje nam coś zamiast czegoś innego. Ludzie gapią się na to z otwartymi ustami, a ono zwodzi ich nadzieją, przez chwilę ukrywając się pod złudnym pięknem, by potem nagle w meandrach życia okazać się zupełnie czym innym niż wymalowała je ludzka wyobraźnia zrodzona w sercach głupców. Czy temu, kto to rozważy, słodycz życia wyda się radością, po którą warto wyciągać dłoń? Czy zdoła tak naprawdę odczuć radość z dóbr, które posiada? Czy, dręczony ustawicznym strachem, że coś się odmieni, nie będzie korzystał ze świata wcale się nim nie ciesząc? Wspomnę tu tylko o przeróżnych przepowiedniach, snach, omenach, nad którymi z głupoty ludzie myślą, zawsze bojąc się najgorszego.
Oto dla młodej małżonki nadchodzi czas rozwiązania, a okoliczności tej nie rozważa się jako czasu narodzin dziecka, lecz jako nadchodzącej śmierci matki. Oczekuje się, że umrze podczas porodu - i rzeczywiście często tak się zdarza. Zanim urządzą ucztę na powitanie noworodka, zanim zakosztują oczekiwanych radości, muszą zmienić radość w lament. Jeszcze w gorączce miłości, jeszcze na wyżynach serdecznej czułości, nie zakosztowawszy najsłodszych darów życia obiecanych wizją marzeń, nagle zostają odarci ze wszystkiego, co posiadali. I co dalej? Domownicy, niczym atakujący wrogowie, zdejmują ozdoby z małżeńskiej komnaty, przygotowując ją na pogrzeb, by stała się komnatą śmierci. Bezradnie lamentują i załamują ręce. Potem wspominają minione dni, przeklinając tych, co doradzali im małżeństwo, oskarżają przyjaciół, którzy ich nie powstrzymali, obwiniają rodziców - czy żyjących, czy umarłych, wybuchają gorzkim buntem przeciw ludzkiemu losowi, oskarżają cały porządek natury, skarżą się i oskarżają nawet Boskie wyroki. Człowiek wypowiada wtedy wojnę samemu sobie, walczy z tymi, co go strofują, nie żałuje nawet najbardziej szokujących słów i czynów. Niektórzy trwają w takim stanie przez długi czas, a ich umysł zostaje całkowicie przyćmiony smutkiem - ich rozpacz ma tym smutniejszy koniec, że ofiara nie zdoła przeżyć katastrofy.
Ale rozważmy lepiej szczęśliwszy przypadek. Minęły niebezpieczeństwa związane z porodem, narodziło się niemowlę, żywy obraz piękności rodziców. Czy przez to mniejszy jest powód do zmartwień? Nie, raczej coraz większy. Rodzice wciąż obawiają się o to samo, a do strachu o życie współmałżonka dołącza się strach o dziecko – by coś mu się nie stało, nim dorośnie, jakiś zły wypadek, nieszczęśliwa choroba, gorączka, śmiercionośna zaraza. Ten strach dzielą obydwoje rodzice – a któż potrafi zliczyć lęki, jakich doświadcza tylko żona? Pomińmy te oczywiste, zrozumiale dla wszystkich, zmęczenie ciążą, niebezpieczeństwa przy porodzie, troski związane z wychowaniem dziecka, serce dla niego rozdarte, dusza rozdzielona na tyle części, ile zrodziła dzieci, wrażliwość, z jaką sama odczuwa wszystko, co im się przytrafia. To wszyscy dobrze rozumiemy.
Lecz Słowo Boże mówi nam, że ona nie jest panią samej siebie, że czerpie z tego, który przez węzeł małżeński stał się jej panem – jeśli więc choćby na krótki czas pozostała sama, czuje się jak gdyby oddzielona od głowy i może znosić to bardzo źle, czasem nawet krótką nieobecność męża uważając za początek wdowieństwa. Z lęku odrzuca nadzieję, w straszliwym napięciu wpatruje się w drzwi, nieustannie wsłuchuje się w wiadomości szeptem powtarzane przez innych. Jej serce, zranione strachem, niemal pęka, nim jeszcze nadejdzie jakakolwiek zła wieść. Szmer przy drzwiach, czy to prawdziwy, czy urojony, wydaje się jej zwiastunem zła i przejmuje dreszczem całą jej duszę – najprawdopodobniej nic złego się nie dzieje i nie ma żadnego powodu do obaw, lecz jej duch szybciej ulega lękowi niż przybywają nowiny, dlatego nie wyobraża sobie dobrych rzeczy, lecz złe.
Tak to żyją nawet ci, których uważamy za najszczęśliwszych – wcale nie wszystkiego można im zazdrościć. Ich życia nie da się porównać z wolnością życia w dziewictwie, mimo że w moim krótkim opisie pominąłem wiele bolesnych szczegółów. Często młoda żona, dopiero po ślubie, ciągle piękna wdziękiem panny młodej, może jeszcze z tym samym rumieńcem na twarzy, którym witała pana młodego, rzucając mu nieśmiałe spojrzenia, jeszcze wtedy, gdy namiętność tym jest w niej intensywniejsza, że skromność nie pozwala jej okazywać, nagle musi zmienić się w samotną wdowę i doświadczać wszelkiego bólu. Przychodzi śmierć i w jednej chwili zmienia promieniującą życiem istotę w bogatej, białej sukni na spowitą w czerń płaczkę. Ściąga ślubne ozdoby, przyobleka w barwę opuszczenia. Komnatę, niegdyś pełną radości, wypełnia czerń. Pokojówki śpiewają rozwlekłe pogrzebowe pieśni. Nienawidzi, gdy przyjaciele próbują ją pocieszyć, nie chce jeść, powoli umiera. Jej dusza odrzuca życie, tęskniąc jedynie za śmiercią – często aż do śmierci. Nawet zakładając, że czas uleczy smutek, przynosi nowe zmartwienia – czy miała dzieci, czy nie. Jeśli miała, dzieci zostały bez ojca, i same zasługując na litość wciąż przypominają tego, którego utraciła. Jeśli nie miała, zaginie nazwisko jej męża, a smutek jest większy niż to, co wydaje się pocieszeniem.
O innych smutkach wdowieństwa nie powiem już wiele – któż bowiem zdołałby je dokładnie wyliczyć? W krewnych odkrywa nagle swych nieprzyjaciół: niektórzy wykorzystują jej nieszczęście, inni zaczynają się z nią procesować i ze złośliwą radością przyglądają się, jak jej dom popada w ruinę. Służący stają się bezczelni. A ileż kolejnych nieszczęść widzimy w takich przypadkach i jakże są liczne! A potem wiele kobiet zmusza się, by kolejny raz podjęły podobne ryzyko następnego małżeństwa, gdyż nie są w stanie wytrzymać goryczy i pogardy. Jak gdyby mogły pomścić zniewagi przez to, że zwiększają swe cierpienia! Inne, pamiętając o przeszłości, zniosą raczej wszystko niż miałby ponownie podjąć podobne problemy. Jeśli chcesz poznać wszystkie doświadczenia, jakie niesie ze sobą życie małżeńskie, posłuchaj zamężnych kobiet, które je znają. Jakże one gratulują tym, które od początku wybrały życie w dziewictwie i nie sprawdzały na sobie, która droga życia jest lepsza! Dziewictwo broni się opisanym strapieniom, nie zna opuszczenia, wdowieństwa czy żałoby – jest wiecznym przebywaniem w obecności nieśmiertelnego Oblubieńca, a nieustanną pociechę przynosi mu owoc pobożności. Zamieszkuje na stałe dom, który posiada na własność, dom wypełniony wszelkim bogactwem, gdyż mieszka w nim stale jego Pan. Śmierć nie przyniesie rozstania, lecz zjednoczenie z Wytęsknionym, gdyż dusza odchodzi, by być z Chrystusem, jak mówi Apostoł.
Teraz, gdy prześledziliśmy już z jednej strony, co czują ci, którym przypadł lepszy los, czas ukazać, jakie jest życie innych, życie, do którego przypisane jest ubóstwo, przeciwności i wszelkie inne zło, które ludzie muszą znosić: mam tu na myśli kalectwa i choroby, a także inne problemy życiowe. Człowiek samotny albo od tych problemów ucieka całkowicie, albo tez znosi je z łatwością, jeśli jego umysł, spójny i uporządkowany, nie ulega rozproszeniu. Człowiek żyjący w małżeństwie i mający dzieci nie ma czasu choćby użalić się nad swymi smutkami, gdyż jego serce wypełnia niepokój o najdroższych.
Lecz po cóż jeszcze mówić o sprawach znanych i oczywistych? Jeśli do tego, co wydaje się bogactwem, przypisane jest takie cierpienie i znużenie, czego można spodziewać się po życiu ludzi ubogich? Jakikolwiek opis, którym próbowałbym je ukazać, nie przedstawi go prawdziwie – w krótkich więc słowach zaprezentuję głębię jego nędzy. Jeśli człowiekowi nie przypadnie los bogacza, jego strapienia będą wywodzić się z odmiennych przyczyn. Ludzie bogaci zatruwają swoje życie oczekiwaniem na śmierć lub też smucą się doświadczeniem śmierci. Ludzie ubodzy przeciwnie, żałują, że śmierć nie nadchodzi. Życie bogaczy i ubogich różni się krańcowo co do uczuć – chociaż ani jedni, ani drudzy zarówno nie maja nadziei, i chociaż i jednych, i drugich ten sam czeka koniec. Przedziwne, że życie w małżeństwie tak wiele przeróżnych strapień przynosi światu. Zawsze towarzyszy mu ból – czy rodzą się dzieci, czy dotyka bezpłodność, czy potomstwo żyje, czy umiera. Niektórzy mają wiele dzieci, lecz nie posiadają środków na ich utrzymanie. Innym brak spadkobiercy, który przejąłby wielką fortunę, na którą rodzice pracowali całe życie. Każdy przyjąłby nieszczęście drugiego jako błogosławieństwo, każdy marzy o tym, czego drugi żałuje. Jednemu śmierć zabiera ukochanego syna, drugi ma syna niegodziwego – obaj na równi zasługują na współczucie, choć jeden opłakuje śmierć, a drugi życie swojego syna.
Wspomnę tylko pokrótce, jak smutno, jak katastrofalnie mogą skończyć się zazdrość i kłótnie w rodzinach, choć powstają z przyczyn rzeczywistych lub zmyślonych. Któż potrafiłby omówić ten problem w szczegółach? Jeśli chcecie wiedzieć, jak skomplikowaną siecią jest ludzkie życie, wróćcie do starych opowieści, które dostarczały tematów poetom i dramatopisarzom. Uważa się je za mity, tak są szokujące i niezwykłe. Opisują morderstwa i kanibalizm, morderczynie mężów, zabójców matek i braci, kazirodztwo i wszelkie działania niezgodne z naturą – a dawni kronikarze zaczynają swe opowieści, takimi okropnościami zakończone, od zawarcia małżeństwa. Lecz pomijając i to wszystko, przypatrzmy się tylko rzeczywistości, jaka rozgrywa się na scenie życia – to właśnie małżeństwo wystawia aktorów tej gry. Wejdźmy na sale sądowe, przeczytajmy księgi prawa – poznamy wstydliwe sekrety małżeństw. Jeśli chcesz poznać słabość ludzkiego ciała, posłuchaj lekarza, niech ci opisze przeróżne choroby, jakim ciało może podlegać. Podobnie czytając przepisy prawne dowiesz się, ile istnieje przedziwnych przestępstw małżeńskich, za które grożą kary – i tak otrzymasz dość dokładny obraz tego, czym jest małżeństwo. Prawo nie przewiduje kary za przestępstwa, które nie istnieją, podobnie jak lekarz nie potrafi wyleczyć choroby, która nigdy nie wystąpiła. |
|