Adancia |
Administrator |
|
|
Dołączył: 15 Paź 2006 |
Posty: 988 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Dokąd. Płeć: Kobieta |
|
|
 |
 |
 |
|
zakonny mitoburca przemówi
oj, bo osłuchałam się trochę tych zakonnych mitów w ostatnich dniach w karmelu... Zresztą, słyszeliście je chyba wszyscy, zna je każda dziewczyna rozważająca powołanie zakonne - już tam cała rodzinka skutecznie jej opowie o spaniu w trumnach, sadzeniu róż (w innej wersji kapusty) korzeniami do góry, czyszczeniu schodów masłem i podobnych przyjemnościach. Ile w tych mitach prawdy? Eeee... trochę . Niewiele. Są też inne zakonne mity, w tym kompletnie nieprawdziwe.
Pierwsza sprawa (która strasznie mnie zbulwersowała wczoraj): że do zakonu idzie się "za pokutę", "za karę" (wszystko jedno, za własne czy cudze grzechy) i że siostry (zwłaszcza klauzurowe) na pewno są nieszczęśliwe (bo jakże _tak_ się umartwiając mogłyby być szczęśliwe?). Pudło. Całkowite. Za żadną pokutę, za żadną karę - chociaż, może rzeczywiście dla pokuty, o ile przyjmiemy właściwą definicję pokuty = oddanie siebie w miłości, by wynagrodzić Umiłowanemu za jakieś zło, które zostało Mu wyrządzone.
Czy siostry klauzurowe są szczęśliwe? Jak każdy. Oczywiście, że nie są szczęśliwe 24 godziny na dobę 365 dni w roku. Oczywiście, że czasami płaczą, tęsknią, czasami nic im się nie chce, są zmęczone, odbijają im hormony... Oczywiście, że czasem są tak szczęśliwe, że wydaje im się, że świat istnieje tylko dla nich, może dla tej jednej chwili. Czyli, generalnie mówiąc, norma.
Czy klauzura jest nudna? Hm. Powiedziałabym, że nie jest nudniejsza niż w miarę uporządkowane życie normalnego, odpowiedzialnego "cywila" - człowieka, który ma rodzinę (i spełnia co dzień obowiązki wobec niej) i pracę (i też codziennie spełnia w niej obowiązki). Szalone życie rozbujanego artysty zapewne jest mniej monotonne.
Czy do klasztoru idzie się, bo nienawidzi się świata (na przykład z powodu zranień/niepowodzeń, na przykład miłosnych)? Nie. Chociaż, bywa, że i od tego się zaczyna - Pan Bóg prowadzi najróżniejszymi drogami. Ale generalnie żeby wytrzymać w zakonie (zwłaszcza zamkniętym) trzeba bardzo kochać świat. Klauzura też jest światem w miniaturze - pełnym ludzi, zwierząt i roślin, świat wcale nie zostaje za klasztorną bramą. A nienawiść noszona w sercu zabija - czy za klauzurą, czy w normalnym życiu.
Czy życie zakonne polega na umartwianiu się i modlitwie od rana do nocy? Hm. Na pewno jest to życie nielekkie - ale porównując, nie jest ani lżejsze, ani twardsze od przeciętnego życia przeciętnego odpowiedzialnego cywila z rodziną i pracą. Jest inne. Inne są umartwienia mądrej, kochającej matki wiecznie chorującego dziecka, inne są umartwienia (na przykład klauzurowej) zakonnicy. Szczerze to mi w karmelu żyje się łatwiej niż w codziennym cywilnym życiu. I tu, i tu dzień wypełnia praca, są różni (nieraz trudni) ludzie, różne sytuacje.
Wiele zależy też od rodzaju zakonu. Trzeba liczyć się z tym, że niektóre zakony są sobie i są już od tysiąca, na przykład, lat - i pewne aspekty reguły od tego czasu się nie zmieniły, choćby w najgłupszych sprawach, jak mycie się, jedzenie, spanie. I ubiór. Nie wszystkie habity są wygodne. Pisząc to, mam na myśli cały zespół czynników, który nazywany jest duchowością konkretnego zakonu. Warto ją od razu, od początku, poznać i pokochać, żeby potem nie męczyć się całowaniem posadzki, spaniem w trumnie (jakieś klaryski to rzeczywiście mają), postem na przykład cztery dni w tygodniu albo myciem bez prysznica. Te szczególiki, tak przy okazji, są na tyle indywidualne i charakterystyczne dla różnych zakonów, że jedne siostry, bywa, nie rozumieją innych. Ot, ostatnio usłyszałam: wynajmowałybyście turystom ten ogromny zakonny dom, niech na siebie zarabia - faaajnie, tylko gdzie tu duchowość karmelitańska? Ano.
Czy siostry cały czas się modlą? Hm. Jeśli modlitwą jest trwanie serca przy Bogu, to... powinny. W praktyce, oczywiście, zakonnice też mają problemy z modlitwą, jak każdy z nas. W teorii mają więcej czasu - ale sama dobrze wiem, że praca potrafi i ten czas pochłonąć, a życie zakonne wcale doby do 25 godzin nie wydłuża. Jest zwykle pewna rezerwa minimalna, określona regułą (brewiarz, posiłki i towarzysząca im modlitwa, Eucharystia i jej modlitewna otoczka, inne przepisane na dzień modlitwy/medytacje). W różnych zakonach będzie to różna ilość (i czas) - i znowu wracamy do tekstu o duchowości.
Czy siostry klauzurowe to już nigdy nie wyjdą zza kraty? Ano, najczęściej wyjdą . Fakt, że nie bez wyższej konieczności, jak lekarz czy... wybory (hihi), ale... warto pamiętać, że klauzura jest schronieniem, nie więzieniem. Zamyka się od środka... - to było dla mnie kiedyś bardzo ważne odkrycie. I nie jest to zamknięcie hermetyczne - przecież i za tymi drzwiami trzeba czasami zrobić poważniejszy remont tego czy tamtego i wymagana jest obecność fachowca, bywa, że w klauzurowych ogrodach pracują cywilni pracownicy... Klauzura to nie słoik wecka, który raz się zamyka i tak już musi być, bo otwarty się zepsuje. To po prostu teren, po którym świat nie powinien się pałętać bez potrzeby. Natomiast o ważności potrzeby (i ścisłości klauzury) decyduje reguła - czyli znowu duchowość.
Co do bajek dotyczących okropności nowicjatu i wszelkich hm faz wstępnych. Hm. Wiem, że są - i ciągle się zdarzają - przeróżne próby i próbki "autentyczności powołania". Nie mi osądzać ich właściwość i zasadność, a moja przeprawa z... psychologią wystarczy mi i za kapustę korzeniami do góry, i za pastowanie masłem schodów. Pomijając tego typu przyjemności, które mogą się przydarzyć: nowicjat może być trudny, bo trzeba uczyć się nowych rzeczy. Nie zawsze tych, na które się ma ochotę. Standardowym przykładem jest mycie toalet - jeśli dziewczynina w domu nigdy tego nie robiła (miała od tego mamę?), będzie to trudne doświadczenie. No ale i w domu ktoś ten kibelek myje... Dla kogoś takim ciężkim przeżyciem może być praca w ogrodzie, dla kogoś użeranie się z dzieciakami w szkole, opieka nad starszą współsiostrą, dla innego kogoś kuchnia...
Innym trudnym przeżyciem może być oderwanie się od własności. Nagle okazuje się, że nic nie masz i niewiele ci się należy. Przywiozłaś "w posagu" nową kołdrę, a dostałaś zupełnie inną, chociażby. Bywa.
I kolejna trudność - niemal całkowita zależność od wspólnoty. Reguła decyduje, o której masz iść spać, przełożeni dopuszczają cię (lub nie) do kolejnych ślubów, zostawiają w zakonie albo każą się pakować do domu. To jest naprawdę ciężkie. Przy całej trudności tego posłuszeństwa warto jednak wiedzieć, że wiele rzeczy i spraw jest "dopuszczalnych" i wiele możesz spokojnie otrzymać, jeśli tylko o to poprosisz - bo nikt zwyczajnie nie wpadł na to, że potrzebujesz kawy przy śniadaniu albo soli do pomidorka i jeśli nie powiesz, będziesz się niepotrzebnie męczyć... chyba że zrobisz z tego wyższy użytek, ale to inna sprawa.
Podsumowując ten przydługi (całkowicie subiektywny) wpis: życie zakonne jest dla szczęścia człowieka. A że szczęście nie zawsze jest łatwe, to inna sprawa. |
|