Adancia |
Administrator |
|
|
Dołączył: 15 Paź 2006 |
Posty: 988 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Dokąd. Płeć: Kobieta |
|
|
 |
 |
 |
|
Choćby mnie opuścili ojciec mój i matka,
to jednak Pan mnie przygarnie.
Quoniam pater meus et mater mea dereliquerunt me,
Dominus autem assumpsit me.
Choćby mnie opuścili ojciec mój i matka,
to jednak Pan mnie przygarnie.
Though my father and mother forsake me,
Yahweh will gather me up.
_______________________________________________
"dereliquerunt" - opuścili, zapomnieli kompletnie, pozostawili za plecami (patrz wyżej)
"assumpsit" - weźmie ze sobą, przyjmie, adoptuje, zaakceptuje. A także: upomni się o mnie, zagarnie, będzie się domagał, uzurpował!
__________________________________________________
Obrazek ciekawy. Swoją drogą, jakoś dziwnie przypomina obraz Jeruzalem/Oblubienicy/Kościoła, noworodka umazanego jeszcze we krwi i wyrzuconego na pustynię (bękarta?), którego Bóg podnosi, obmywa, karmi, przytula, opatula w mięciutkie ubranie...
Yahweh will gather me up - On mnie pozbiera do kupy...
__________________________________________________
No, nie mogłabym się nie znaleźć w takiej sytuacji. Nie, nie zostawili mnie na pustyni , ciężko u nas o pustynię. Zresztą, ludzie patrzyli, zasady moralne były obecne, takie tam. Nie, nie pamiętam, jak to było. Ale blizny dotąd noszę.
Chciałabym, żeby ktoś mnie kiedyś chciał. A jednocześnie boję się na sekundę pomyśleć, że tak by mogło być.
I w to wszystko wkracza Słowo. Któremu, oczywiście, nie wierzę. Jakże by. Nigdy nie widziałam, żeby to Słowo okazało się prawdą.
Bogu na mnie zależy? On się do mnie schyla, zbiera mnie? Chwila. Przecież to ja ciągle próbuję się do Niego dobijać, wydrzeć Mu odrobinę zainteresowania, miłości, uwagi... i nic. Cisza, ściana.
Nawet jeśli wierzę, że On się o mnie faktycznie kiedyś upomni, to najwcześniej 15 minut po śmierci. Jeżeli.
Przenoszę na Boga swoje pierwsze doświadczenie życia, widzę to. Wiem, że zarówno w stosunku do życia, jak i w stosunku do Niego to widzenie nie jest prawdą. Ani życie, ani On nie są takie, jakimi je widzę. Więcej: wiem nawet, że nie jest moją winą, że tak widzę. I co? I nic.
Nie umiem tego wyleczyć. Psychologia nie umie tego wyleczyć. Konfesjonał nie umie tego wyleczyć. Znaczy, co? Tak już będzie, że wiara sobie, a przekonanie sobie? Jak za niedawnych czasów: wierzę w to, co napisali, a swoje poglądy mam, chociaż się z nimi nie zgadzam?
Jeśli Ty mnie jakoś nie zbierzesz do kupy, zdechnę na tej pustyni. |
|