Adancia |
Administrator |
|
|
Dołączył: 15 Paź 2006 |
Posty: 988 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Dokąd. Płeć: Kobieta |
|
|
 |
 |
 |
|
@Ardis: nie, nikt mi nic nie każe, i chwała mu. A tobie, skoro tak słyszysz, powodzenia.
______________________________________________
Nawet gdy wrogowie staną przeciw mnie obozem, moje serce nie poczuje strachu.
Choćby napadnięto mnie zbrojnie, nawet wtedy ufność swą zachowam.
Si consistant adversum me castra, non timebit cor meum;
si exsurgat adversum me proelium, in hoc ego sperabo.
Chociażby stanął naprzeciw mnie obóz, moje serce bać się nie będzie;
choćby wybuchła przeciw mnie wojna, nawet wtedy będę pełen ufności.
Though an army pitch camp against me, my heart will not fear,
though war break out against me, my trust will never be shaken.
_________________________________________________________
"in hoc ego sperabo" - w to właśnie będę ufał.
W co? Patrz wyżej: że "chwieją się i padają".
Nie potrzebuję trybu przypuszczającego. Wojna przeciwko mnie jest faktem - nawet jeżeli przeciwnikiem jestem ja we własnej osobie (ukłon głęboki) w towarzystwie moich mechanizmów obronnych, zranień i połamań, przekonań, doświadczeń, schematów myślowo-uczuciowych i te pe. Czasem dość mocno podejrzewam, że do tego milusiego grona moich przeciwników dość aktywnie dołącza się Coś jeszcze bardziej paskudnego.
Drugim faktem jest, że rzeczywiście nie czuję strachu. Dziwne. Paradoksalne. WIEM, że jestem chroniona, że dopóki nie wysadzę łba zza firewalla, nic mi nie grozi. Mogę ryczeć, wrzeszczeć, zgłaszać pretensje, wylewać żale, wykrzykiwać złość - całkowicie bezpiecznie, dopóki jestem w Nim.
Hm. A zatem wychodzi na to, że przyjmuję "pasywną" Bożą obronę (i korzystam z niej), nie wierząc w Jego aktywne stawanie po mojej stronie (i nie przyjmując takiej możliwości). Zjawisko w sumie dość ciekawe.
Zastanawia mnie, na ile może to być odbicie paskudnych doświadczeń niemowlęctwa i dzieciństwa - dokładnie takiej zimnej ściany bez reakcji na moje potrzeby, a mimo to ściany, która broniła, na swój sposób kochała, zapewniała życie... Jakie głupie to wszystko.
Patrzę teraz na siebie, na swoje własne zachowania, na pierwsze szczenięce wspomnienia - i w lustereczku Psalmu numer 27 zgaduję odbicie doświadczeń swoich pierwszych miesięcy, tego, czego nie mogę pamiętać? Czy to tylko psychoza?
________________________________________________
Co mam z tym zrobić, Panie? W jaki sposób wyjść poza zimną ścianę zranień? Jak zobaczyć Ciebie, jak się przekonać, że Ty nie mieścisz się w utartych torach moich przekonań?
Jak, Panie, przez tą zimną ścianę nauczyć się czytać i rozumieć reakcje? Jak nauczyć się rozpoznawać twarze - najpierw twarze ludzi, a potem Twoją twarz?
Czy to w ogóle się da?
I dlaczego zafundowałeś mi taki właśnie życiowy start? Czemu muszę płacić rachunki, które zaciągnęłam, nim zrozumiałam, że jestem? |
|