Hyalma |
Ukiszony |
|
|
Dołączył: 07 Lip 2009 |
Posty: 116 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Moskwa Płeć: Kobieta |
|
|
|
|
|
|
To nie były rekolekcje, ścisłe mówiąc, bo przyjeżdżałam do Lasek w innych celach... i oficjalnych rekolekcji tam w tym okresie nie było - ale jednak dla mnie było to coś w rodzaju takich osobistych rekolekcji. Więc opowiadam trochę tutaj.
Laski to miejscowośc koło Warszawy - jeśli ktoś jest ciekaw, to proszę 20 min busem 708 od metro Młociny do przystanku Sokołowskiego. Tam znajduje się zgromadzenie sióstr-franciszkanek Służebnic Krzyża które zajmuje się opieką nad niewidomymi ludźmi. Geograficznie to taki kompleks budynków pośród lasu sosnowego, gdzie mieszkają razem siostry zakonnice, niewidomi i świeccy którzy pracują z niewidomymi. Te trzy składnika: "zakonnice, niewidomi i świeccy" według matki założycielki Elżbiety Czackiej odzwierciadlają związek Trojga w Przenajświętszej Trójce. Klasztor, kaplica, dom rekolekcyjny, przedszkole, internat, zakłady zawodowe, biblioteka itd.
Bardziej szczegółowo o zgromadzeniu można poczytac na ich stronkę:
[link widoczny dla zalogowanych]
Tak wygląda kaplica - ona cała jest z drewna, zamiast kolumn rzeczywiste sosnowe pni.
Typowy dzień w Laskach przebiegał tak.
O 5.15 śpiewał mój budzik. Wstawałam, ubierałam się, zaparzałam herbatę (koło naszego pokoiku znajdował się stolik z czajniczkiem, herbatą i ewentualnie ciasteczkami). Porządkowałam łóżko i zakładki brewiarza, odmawiałam żyworóżańcową tajemnicę, powoli piłam herbatę patrząc jak świta za oknem. Koło szóstej z kaplicy biły dzwony na Jutrznię. (Nawiasem mówiąc: w dzieciństwie nauczyłam się francuskiej piosenki o bracie Jakubie, który śpi a już dzwonią na Jutrznię - to mi, dziecku radzieckiemu, wydawało się bajką z zupełnie innego i od dawna nieistniejącego światu, - nie uwierzyłabym gdyby ktoś mi powiedział że tak będzie kiedyś w mojej rzeczywistości )) No to zaczynała się droga przez sosnowy las do kaplicy - pierwsze promieni słońca przez galęzi, zimne powietrze poranka, brewiarz w rękach, suche zeszłoroczne liście pod nogami (bo tam rosną nie tylko sosny). W drewnianej kaplice ciemno, pachnie sosną i smołą, siostry w brązowych habitach przychodzą jedna po drugiej...
O 6.00 zaczyna się Jutrznia - w klasztorze to się śpiewa, i akurat półgodziny zajmuje. A o 6.30 zaczyna się Msza święta "klasztorna" (świeccy zwykle chodzą do kolejnych dwóch Mszy w ciągu dnia). Oprócz sióstr do klasztornej zwykle przychodzą kilka niewidomych, kilka świeckich i przywozą starszą pani na wozku która ma 106 lat ale zachowała całkiem zdrowy rozsądek. Nie dziwie się - codziennie dysząc takim świeżym sosnowym powietrzem...
Po Mszy trochę czasu wolnego, można pospacerowac - o 7.45 śniadanie. Kilka gatunków chleba do wyboru, wędliny, ser żółty, ser biały, masło, dżem, sałatka zielona, kawa lub herbata, mleko. Dalej mogło byc różnie - albo zwiedzałyśmy Laski (nam bardzo szczegółowo pokazywały przedszkołę, internaty, zakłady zawodowe, bibliotekę dla niewidomych itd) albo jechałyśmy do Warszawy, i tam też siostry pokazywały różne rzeczy lub samodzielnie spacerowałyśmy po miastu.
O 12.30 obiad (w Laskach lub w Warszawie u sióstr, według okoliczności). Zupa (najczęściej kapuśniak lub barszcz - polski barszcz jest całkiem niepodobny do rosyjskiego, o tym później napiszę), coś mięsnego z kartoflem lub kaszą, sałatką, potem kawa lub herbata z ciasteczkiem.
Po obiedzie zwykle czas wolny - odpoczywałyśmy lub spacerowałyśmy. Albo jakieś rozmowy z powodu naszych spraw. Również korystałam z tego czasu by odmówic Godzinę Czytań i Hora Media.
O 17.30 kolacja - mniej więcej taka sama jak śniadanie.
O 18.30 Nieszpory i różaniec z Adoracją - to w sumie zajmowało koło godziny.
Potem mogło byc, na przykład, zwiedzenie dzieciaków w internacie (tam różne gry u nich o tej porze), albo spacer i do łóżka. Po Komplecie, oczywiście )
Tak wyglądał domek rekolekcyjny gdzie mieszkałyśmy z koleżanką:
To nasz pokoik:
Moje łóżko i szafka. No, cała ja - dwa brewiarze (jeden mój angielski, drugi klasztorny polski), cztery słowniki (kupiłam w Warszawie), Biblia kieszonkowa, rękopisny modlitewnik, szklanka i dużo leków na katar i kaszel
Krzyż na ścianie.
Las.
Tak wyglądała zewnętrznośc, a o wewnętrznych skutkach mojego pobytu spróbuję napisac w następnym wpisie.
A, i jeszcze jedno: w Laskach zamiast powitania mówi się "Przez Krzyż!" - odpowiedź "Do Nieba!". A wszystkie modlitwy po godzinach liturgicznych zakończają się słowami "Kochajmy Krzyż! - i weselmy się w Panu". |
|