Adancia |
Administrator |
|
|
Dołączył: 15 Paź 2006 |
Posty: 988 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Dokąd. Płeć: Kobieta |
|
|
 |
 |
 |
|
Na koniec obiecany fanfik o Mojżeszu.
___________________________
Dziś Morze było szare.
Tyle dni obozowali już pod Pi-Hachirot, za Migdol - i każdego dnia Morze miało inny kolor. Dziś było jak futro dzikiego zwierza - ale nie rudobrunatnego lisa pustyni. Jak ciemnoszara, zmierzwiona sierść głodnych wilków, co podkradały się czasem, kiedy jeszcze pasł owce. Wczoraj było lazurowe. Nocami lśniło najczarniejszą z czerni - twardą, ostro połyskującą na brzegach fal. Jak miecz. A o zachodzie słońca...
Tak, o zachodzie słońca Morze płonęło. Jak tamten krzew na pustyni. Jak słup ognia, co ich tu przyprowadził.
I też nie spalało się.
Myślał o tym wszystkim zupełnie bezładnie, stojąc u wejścia do swojego namiotu. Bo to nie tak miało być. Jakże mógłby odgadnąć, że poprowadzi ich tędy - właśnie tędy, ku Morzu? Że ze wszystkich dróg wybierze tę właśnie - drogę bez wyjścia?
Wrócić?
Pasterze wypędzający co dzień stada poza obóz szeptali między sobą o Egipcjanach. Rydwany i jeźdźcy, mówili. Gnają przed sobą wielkie stada ptaków. Są już o kilka dni drogi, o jeden dzień. Nadchodzą, dopadną, zniszczą. Zróbże coś, mówili. Nie możemy wyganiać bydła, zwiadowcy egipscy podchodzą pod obóz. Zróbże coś.
Co?
Dać sygnał wymarszu? Dokąd? Morze przelewało się przez brzeg, to szarością, to lazurem, to ogniem. A On nie ruszał się z miejsca.
Nie mógł znaleźć innego słowa, by nazwać rozlśniewający nocą ogniem Słup Obłoku - to był zawsze "On". I ten Głos - nie wiedział, w nim czy poza nim. On.
On ich tu przywiódł, a teraz nie ruszał się z miejsca. Jakby nie było pustyni. Jakby nie było Morza. Jakby nie było Egipcjan. Ale trzeba coś robić, gdzieś iść. Jeżeli nie ma odwrotu... Morze, to straszne, twarde, nieprzebyte Morze. Jak kamienna ściana, jak... jak Jego oczy - pomyślał, oczarowany nagle i przerażony, choć sam nie wiedział, dlaczego. Jak Ty - pomyślał, przenosząc wzrok na Obłok, jak Morze szary, nieubłagany, nieruchomy.
Cóż każesz mi czynić, Boże Abrahama, Boże Izaaka i Boże Jakuba? Czy nie ujmiesz się teraz za ludem Twoim, któryś wyprowadził potężną ręką z Egiptu? Mamy tu zostać i zginąć? Wyruszyć przeciwko nim i zginąć? Iść dalej, ślepo - w wodę - i też zginąć?
Żądasz szaleństwa?
Wiesz, kocham Cię tak bardzo, że wskoczyłbym w to Morze z zamkniętymi oczami, teraz, tutaj, by - jeśli chcesz - utonąć. Ale czy to by coś dało? Dla mnie, dla tego ludu?
Rozpaliło się Morze płomieniem - oto kończył się kolejny dzień pod Pi-Hachirot. Rozpalił się płomieniem Obłok.
Mojżeszu, syneczku, przyjacielu - nie bój się i nie rzucaj się, by zginąć. Przeprowadzę cię, przeniosę. Ale nie dziś. Nie dziś... |
|