Adancia |
Administrator |
|
|
Dołączył: 15 Paź 2006 |
Posty: 988 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Dokąd. Płeć: Kobieta |
|
|
 |
 |
 |
|
Po tygodniu Wielkiego Postu.
Walka trwa. Jak zwykle doświadczenie nędzy. Pierwsze porażki, załamania. Doświadczenie, że Pan podtrzymuje.
Pustynia. "Mogło być tak pięknie", tia. I moje plany tak po prostu, jeden po drugim, mówią papa.
Spowiedź. Bez fajerwerków, z wrażeniem, że... spowiednik ogłuchł. W beton. W wiarę.
Wniosek, który powinnam zapisać: diabła wyraźnie kręci, jak się wściekam, kiedy on (chwilowo) tryumfuje. Kiedy mi nie wychodzi jakieś dobro albo kiedy wpadam w jakieś zło, zaczynają buzować emocje, wściekam się. Nic dobrego z tego, niestety, nie ma. A rozdrażnienie za często owocuje kolejnym złem. Więc: spokojnie. Robić wszystko, co mogę, żeby nie było zła, i robić wszystko, co mogę, żeby było dobro. A kiedy mi nie wychodzi, spokojnie uznać wyższość gnidy nad sobą, ale i wyższość Pana nad nim. Westchnąć (jeden raz), zaufać Bogu, jak trzeba to do spowiedzi i nie robić więcej hałasu niż to konieczne.
Czytam "Jezusa z Nazaretu" Ratzingera, ostatnią (albo pierwszą) część. |
|