|
|
|
Wysłany: Sob 19:26, 19 Wrz 2009 |
|
|
Adancia |
Administrator |
|
|
Dołączył: 15 Paź 2006 |
Posty: 988 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Dokąd. Płeć: Kobieta |
|
|
|
|
|
|
25 "B" Mdr 2,12.17-20; Ps 54,3-6.8; Jk 3,16-4,3; 2 Tes 2,14; Mk 9,30-37
Pomijając oczywistość, że Słowo z właściwym sobie uporem opowiada o Krzyżu, jeszcze kilka spraw:
1. Oczywiście, że ja też się Go boję. Nie tylko "pytać". W ogóle się boję. Po pierwsze, On jest nie do pojęcia i cholera wie, jaką On ma koncepcję mojej świętości - bo że nie taką jak ja, to już chyba zauważyłam. I co On teraz ze mną zrobi zakładając, że Mu pozwolę? Po drugie, On jest w swej wszechpotędze naprawdę najgroźniejszym Istnieniem... tak, słyszałam kiedyś o Wszechmiłości, a co? I tak się boję.
2. Reakcja Jezusa na przestrach apostołów. Przecież On wie, że się boją. No to On spokojnie prowadzi ich dalej, a potem sam zaczyna dyskusję, niby z zupełnie innej beczki... dochodząc do tego samego. Bo przecież krzyż to pokora, posłuszeństwo, służba i... ufność. W ciemności.
3. Motyw dziecka. Dziecka, które On najpierw obejmuje (teraz oskarżyliby Go o molestowanie? ) - a potem zawierza. Nam. Mi.
Bo "otrzymuję" - z bardzo wyraźnym zaleceniem (i z obietnicą) - a moja dyskalkulia nie potrafi podsumować, ile już tych dzieci w moim życiu jest, było, ile pozostało... w Jego imię, bo po cóż jeszcze? O pieniądzach mi nawet nie mówcie, bo zapluję ze śmiechu monitor. O satysfakcji też... jak jest rzadka i marna wiedzą wszyscy, którzy ostatnio pracowali z gimnazjalistami. Pozdrawiam.
Podobno właśnie te "moje" dzieci kiedyś będą mnie wpuszczać do Nieba... i albo wpuszczą, albo nie. Ano, jeśli On tak bardzo z tymi dzieciakami się identyfikuje - cóż dziwnego w pierwszym zdaniu tego akapitu? |
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Wysłany: Nie 12:18, 27 Wrz 2009 |
|
|
Adancia |
Administrator |
|
|
Dołączył: 15 Paź 2006 |
Posty: 988 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Dokąd. Płeć: Kobieta |
|
|
|
|
|
|
(Moja dyskalkulia poważnie się zastanawia która to z kolei niedziela zwykła)
26 B: Lb 11,25-29; Ps 19,8.10.12-14; Jk 5,1-6; J 17,17ba; Mk 9,38-43.45.47-48
Dwie rzeczy, które we mnie dźwięczą*
1. "Poza obozem" wybrani, kontrowersyjni, ale niepotępieni. Niby formalnie "poza" wspólnotą, a we wspólnocie. Z tej samej beczki: ten nie-apostoł, którego obronił Pan. Hm brzmi znajomo? :krzywy zęboszczerz: Tak czy inaczej, troszkę napełnia nadzieją. Bo tak - boli mnie to, co odczuwam jako odrzucenie.
2. Imię. "W Imię Jezusa" (zauważcie: nie "w imieniu" ) - czyli w ścisłej łączności z Nim, Jego mocą i w odwołaniu do Jego zasług. Chyba często mylę "w Imię" i "w imieniu". Bo to drugie to "ja zamiast" - nawet jeśli w dobrej wierze. Tymczasem chodzi o "ja w Nim", nie "ja zamiast Niego".
_________________________
*niekoniecznie najważniejsze. Słowo mówi do konkretnych ludzi konkretne rzeczy. A ja się tu tylko próbuję dzielić. Nauczanie jest dla mądrzejszych i świętszych - z boku podpisana tylko opowiada... |
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Wysłany: Sob 19:43, 03 Paź 2009 |
|
|
Adancia |
Administrator |
|
|
Dołączył: 15 Paź 2006 |
Posty: 988 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Dokąd. Płeć: Kobieta |
|
|
|
|
|
|
27 B: Rdz 2,18-24; Ps 128,1-6; Hbr 2,9-11; 1 J 4,12; Mk 10,2-16
Nieswojo mi w tym Słowie.
Oczywiście, uznaję i przyjmuję jego prawdziwość - w całej poplątanej rzeczywistości mojego świata, w realiach 38-mieszkaniowego bloku, w którym 16 małżeństw, 7 wdów, 5 starych panien (z boku podpisaną wliczając), 2 rozwódki i 6 tak zwanych wolnych związków... zwykle z dziećmi "twoimi, moimi i naszymi." To, co powinno być "normalnym" stanem ludzkiego życia - małżeństwo i rodzina - zeszło u mnie poniżej 50%.
Pytanie, czy normą jest nienormalny ogół, czy normalny margines.
I drugie, bolesne pytanie o moje miejsce w tym systemie.
Oj, nieswojo mi w tym Słowie. |
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Wysłany: Nie 19:10, 04 Paź 2009 |
|
|
Hyalma |
Ukiszony |
|
|
Dołączył: 07 Lip 2009 |
Posty: 116 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Moskwa Płeć: Kobieta |
|
|
|
|
|
|
Jakieś moje poplątane myśli z powodu dzisiejszego Czytania...
Non est bonum esse hominem solum - Vulgata podaje "nie jest dobrze żeby człowiek był sam": bardziej ogólnie niż "mężczyzna", wszystkich dotyczy.
Do tej myśli potem powrócę, a na razie o rodzinie.
Słyszałam taki aforyzm, należący do słynnej rosyjskiej aktorki: "Rodzina zamienia wszystko - dlatego wybierz, co ty w życiu chcesz mieć: wszystko albo rodzinę". Tak naprawdę jest, bo rodzina często potrzebuje całkowitego poświęcenia czasu i siły. Dużo razy słyszałam od ludzi mających małżonków i dzieci: "chciał(a)bym jak ty chodzić do Mszy codziennie / do chorych / do Szkoły Biblii itd, ale nie mam możliwości". I zawsze po takich rozmowach mam poczucie winy - bo w porównaniu z ludźmi żyjącymi w związkach mam masę czasu wolnego który mogę spędzać jak mi się podoba... I często myślę że temu światowi byłby większy ode mnie pożytek, gdybym mozolnie wychowała własnych dzieci zamiast raz na tydzień lepić dla kolejnego dziecka kolejnego kota z plasteliny albo coś tam jeszcze.
No, ja nie mam usprawiedliwienia oprócz tego że tak u mnie w życiu się złożyło z powodu własnego głupstwa i niedoskonałości. Ale, z drugiej strony, tych kotów też ktoś musi lepić? Wracając teraz do myśli o wspomnianym w księdze Rodzaju człowieku. Nikt nie musi czuć że jest sam. Jedna mądra kobieta która założyła u nas pewną wspólnotę dobroczynną powiedziała tak: "Naszą misją nie jest zbieranie pieniędzy - bo to co możemy zebrać to kropla w morze - ale pomóc potrzebującym poczuć że nie są w tym świecie sami, że inni są blisko". Dlatego też chodzimy do tych dzieciaków w szpitalu - to nie pomoże im się uzdrowić, ale chcemy by nie czuli się izolowani, pozostawieni na cztery oczy z chorobą. Dlatego też przyjeżdżamy do niewidomej kobiety - w sumie nie po to by pomóc jej kupić kiełbasy i sera, ale by nie czuła że jest opuszczona przez wszystkich... W tym świecie, który zapewne jest skażony, ludzie samotni mają po prostu więcej możliwości do bycia gdzieś z kimś razem... może nawet niekoniecznie fizycznie, ale duchowo też: więcej czasu na modlitwę za potrzebujących, za grzeszników i takich tam.
Może to wszystko wyżej wymienione nie jest usprawiedliwieniem bycia "singlem-bez-ślubów" (mój wypadek), ale przynajmniej w tym jest jakiś sens.
No i tak sobie zastanawiam się: gdyby świat nie był skażony, czy byłby we moim istnieniu jako singla ten jakiś sens? To jak w tym kawale: "Pamiętajcie, dzieci, że gdyby nie Wieża Babel, wasza nauczycielka angielskiego pozostałaby bezrobotną" (i ja, jako tłumaczka, też...) |
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Wysłany: Nie 20:54, 04 Paź 2009 |
|
|
Adancia |
Administrator |
|
|
Dołączył: 15 Paź 2006 |
Posty: 988 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Dokąd. Płeć: Kobieta |
|
|
|
|
|
|
Hm.
Moje uczucie nieswojości wynika chyba częściowo z tego, że wydaje mi się, że - w świetle tego Słowa i w mojej sytuacji singla - powinnam uznać, że małżeństwo jest _dla mnie_ dobrą drogą (i w związku z tym jak najszybciej zakręcić się za mężem). Albowiem nawet pretekstów zdrowotnych, niestety, nie posiadam - i nic mnie nie "usprawiedliwia" z niespełniania Bożego "bądźcie płodni i rozmnażajcie się" z Genesis.
Tymczasem cała moja natura krzyczy NIE. Co jeszcze krzyczy, nie godzi mi się głośno powtarzać .
Zderzenie jest straszliwe: z jednej strony przypomniane dzisiejszymi tekstami wszystkie złe słowa, które (od ludzi Kościoła) usłyszałam na temat swojej singlowatości, z drugiej strony to, co kiedyś powiedziałam komuś bez owijania w bawełnę: a ja wiem czego chcę i wszystko poza _tym_ to gwałt albo zdrada, innej opcji nie ma. A zatem, jeżeli On inaczej nie przewidzi, zostanie (bolesna) singlowatość...
I to mnie boli, nie "brak pożytku ze mnie". Wydaje mi się, że praca w szkole "załatwiła" mi w naturalny sposób (i z naddatkiem ) kwestię tak zwanego macierzyństwa duchowego - to, co Ty masz w szpitalu przy lepieniu plasteliny.
Gdyby świat nie był skażony, chyba nie byłoby singli. Nie byłoby chorób... więc nie byłoby hm zdrowotnej niezdolności do małżeństwa. Nie wiem, czy istniałaby nieodwzajemniona miłość - może i tak, wolność wyboru drugiej osoby przecież nie jest skażeniem miłości? Ale wydaje mi się, że w nieskażonym świecie z miłości nieodwzajemnionych musiałoby wyniknąć jakieś inne wielkie dobro - może kolejna, szczęśliwa miłość? Nie wiem.
Gdyby świat nie był skażony, mielibyśmy tylko szczęśliwych małżonków i szczęśliwych ludzi konsekrowanych Bogu, a samotnych singli by nie było? |
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Wysłany: Sob 19:01, 10 Paź 2009 |
|
|
Adancia |
Administrator |
|
|
Dołączył: 15 Paź 2006 |
Posty: 988 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Dokąd. Płeć: Kobieta |
|
|
|
|
|
|
28 B Mdr 7,7-11; Ps 90,12-17; Hbr 4,12-13; Mt 5,3; Mk 10,17-30
(Nawiasem pisząc, czy gdyby ten chłopak potrafił sprzedać i rozdać, czy byłoby trzynastu apostołów?)
Hmmm...
A jeśli przechodzenie wielbłąda przez igłowe uszko polega na tym, co następuje:
Przyjąć, że jest we mnie dobro, które jest bogactwem.
Przyjść do Niego i to bogactwo Mu ofiarować (oddać? sprzedać? rozdać? zmarnować?) - i tu pierwsze schody: nie stawiając warunków co do tego, w jaki sposób to ofiarowanie się dokona!
Ale te pierwsze schody to jeszcze pikuś. Bo tu są drugie:
Nie wchodzić w postawę bogacza, który handluje albo robi łaskę. Wszystko, co posiadam, jest Jego darem. Wszystko, co we mnie dobre, piękne, co we mnie bogate jest tylko moim udziałem w Jego Dobru, Pięknie, Bogactwie. "Jeden jest tylko Dobry...". Nie chlubić się, że "oto coś Mu daję" - bo nawet jeśli, najwyżej oddaję, odbijam Go sobą i... i w tym jest największa radość, to, co jest istotą każdej prawdziwej miłości, co nazywam "wzajemnym obdarowywaniem się z Daru"?
I co, i już po drugiej stronie tego igielnego ucha? |
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Wysłany: Sob 16:15, 17 Paź 2009 |
|
|
Adancia |
Administrator |
|
|
Dołączył: 15 Paź 2006 |
Posty: 988 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Dokąd. Płeć: Kobieta |
|
|
|
|
|
|
29 B, Iz 53,10-11; Ps 33,4-5.18-20.22; Hbr 4,14-16; Mk 10,45; Mk 10,35-45
Pierwsza rzecz: że bezczelni synowie Zebedeusza szczerze powiedzieli, co mają na wątrobie - bez zbędnego krygowania się, bez podchodów, nawet bez owijania w bawełnę. Podobno nawet i takie prośby wypływają z miłości... w końcu chcieli być blisko. Bardzo. Może właśnie w ten prosty, bezczelny sposób trzeba nam domagać się Łaski? A On już resztę wyprostuje?
Druga rzecz: chrześcijańskie rządzenie, szefowanie, które podobno ma polegać na służeniu innym talentami organizacyjnymi i innymi. Myślę sobie: a jak się takich talentów nie ma? (Zapewne nie powinno się wtedy szefować, ale jeśli już - to co?)
Trzecia rzecz: jak zobaczyć Krzyż w perspektywie Nadziei, w kontekście zmartwychwstania, a nie tylko hańby, cierpienia, poświęcania się - nawet jeśli odkupieńczego? |
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Wysłany: Sob 18:29, 24 Paź 2009 |
|
|
Adancia |
Administrator |
|
|
Dołączył: 15 Paź 2006 |
Posty: 988 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Dokąd. Płeć: Kobieta |
|
|
|
|
|
|
Jeśli ktoś jutro obchodzi 30 zwykłą B , czyli np. mieszka w parafii katedralnej albo w takiej, w której znana jest dokładna (dzienna) data poświęcenia kościoła i w dokładną rocznicę się ją obchodzi - zwykle dotyczy parafii mniej leciwych chyba?
Jr 31,7-9; Ps 126, 1-6; Hbr 5,1-6; 2 Tm 1,10b; Mk 10,46-52
Po pierwsze, że dobrze jest wrzeszczeć za Nim.
Po drugie, że wrzeszczenie nie wystarczy, trzeba jeszcze wiedzieć, jak odpowiedzieć Mu, gdy spyta "co chcesz, żebym ci uczynił".
Pytanie: czy z wrzeszczeniem trzeba czekać, aż się będzie wiedzieć, czy można zacząć wrzeszczeć wcześniej?
_______________________________________
Jeśli ktoś jutro obchodzi Uroczystość rocznicy poświęcenia kościoła, czyli mieszka w parafii niekatedralnej (oprócz Koszalina - pozdrawiam Koszalin - bo tam akurat to się zbiega z poświęceniem katedry), a do tego w takiej parafii, w której stoi konsekrowany kościół i nie zna się dziennej daty poświęcenia świątyni - zwykle dotyczy to parafii wiekowych:
Ez 43,1-2.4-7a; 1 Krn 29, 10-12; 1 Kor 3,9b-11.16-17; 2 Krl 7,16; J 2,13-22
Po pierwsze: Boże Jedyny, znaczy znowu jutro będą mnie bolały teksty?
Po drugie znaleziona przy okazji definicja konsekracji: "Boże wyłączenie czegoś z porządku świata, a włączenie tego w porządek nadprzyrodzony". |
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|